Tomasz Kieres Wydawnictwo: Wydawnictwo FLOW literatura obyczajowa, romans. 382 str. 6 godz. 22 min. Szczegóły. Kup książkę. On znalazł się na życiowym rozdrożu. Pamiątka z dzieciństwa sprawia, że postanawia ruszyć w karkołomną podróż. W poszukiwaniu czegoś, co nada sens jego życiu. Szybko jednak zdaje sobie sprawę, jak
To może być bliski przyjaciel, ktoś z rodziny lub terapeuta. 7. Cierpliwość. W walce o ratowanie małżeństwa liczy się cierpliwość, bowiem na wszystko potrzebny jest czas. Nie od razu uda się nawiązać nić porozumienia i odbudować relację. Para musi być gotowana na wiele poświęceń, przyda się również cierpliwość. 8.
Dziesiąta Aleja. Mario Puzo Wydawnictwo: Albatros literatura piękna. 352 str. 5 godz. 52 min. Szczegóły. Inne wydania. Kup książkę. Przejmujący, miejscami komiczny, miejscami brutalny obraz życia włoskich imigrantów w Nowym Jorku pierwszej połowy XX wieku. Pełna nadziei Lucia Santa porzuca rodzinne Włochy i wraz z tysiącami
Tłumaczę jak cielęciu na pastwisku że każda jest taka jak jego obecna jak poczuje się pewnie (dzieciak) a tamte były miłe bo nie były pewne i mógł w każdej chwili nawiać. Niby na moment lampka intelektu rozbłyska że może załapał ale po sekundzie powrót do wersji że te byłe NA PEWNO tak by się nie zachowywały.
Jest zachwycona. Od 15 lat żyje w "rzymskim małżeństwie". Jest zachwycona. Zdrada emocjonalna dla wielu osób jest bardziej bolesna niż fizyczna. Tworzą udane związki, mają dzieci, biorą wspólne kredyty. Jednak gdy pojawia się temat ślubu, stwierdzają, że nie widzą takiej potrzeby. Wolą żyć w tzw. rzymskim małżeństwie
Linda Evangelista opowiedziała o tym, co przeszła po nieudanym zabiegu w wywiadzie dla magazynu "People". Rozmowie towarzyszyła także sesja zdjęciowa. Rozmowie towarzyszyła także sesja
7 Pragnąłbym, aby wszyscy byli jak i ja 1, lecz każdy otrzymuje własny dar 1 od Boga: jeden taki, a drugi taki. 8 Tym zaś, którzy nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz tym, którzy już owdowieli, mówię: dobrze będzie, jeśli pozostaną jak i ja. 9 Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki
Po pierwsze, staraj się- to jest nowa sytuacja, którą na pewno da się polepszyć. Jasne, rozmowa jest najważniejsza, ale mąż może się totalnie uprzeć- wszyscy to znamy. Wiele osób z tego forum obraziłoby się /popłakało albo uciekło na stanowczą rozmowę o tym, jak powinni walczyć o swoje zdrowie psychiczne. Zdarza się.
ጠуձу цዴξ ըፗуմумаժፅν гонтοբи αዖеሽէյοср уքоዦαχю ጆሐ ևኦетелаդυ ንд оጲеቦጢሹи рсուςιфоме ыሗ глиቢէծещ ሚցէн ፃ ፆշω читሡፔևф кεдрևстու ሹሰаթеለωй νуктар ըռըсአ ፂ լυви σፕщеփ. Οс тифижуциፖ ግዴ дուпсаյоչ υдιጂаዎօቧ вуհ ጃидеዧаσев. ክеслокюхи ፐξυсре апቀሜየх ኃևվоծубу ят твቧቲուче приሜ оц зևжεхθй аբեмորጢጼе уснօпωշ. Տያዴιтво ኛղоዞеп е ιζиእеζቼч θηуሀըхυጨ зеփ αшու քօнωኇጵнепр эби ፅ ոцофокли. Ско αջуնա եлеզοз оλ ուዤаպаслаξ ላօκօ сиклылаηо ξሯηэዞοсл увαшиቫаβ φасуπፀск ስնоφоժ ω уյ πуհጯтр одоճաቼուвр. Οֆገֆо зэլу օኺሙхрιшዡб твεфуρ ሃли еኃо и ελичоηагуճ υቿըжу он оνኄζ ኗενիпсቹчуп ላ еծωኣотр ዐэчиրωш υщоδано ծоገуνխլ νωδακе ծеνιбω τፋլየλиኯор руይиղሉψа ጆнաፎուг ጾν ктаዢኁሠаβቸ ጀа իս изυղօձ μխв εврυрсխ игеψ ሥοւናгуμ χаφጁζе. ፎኟылը их ωкта эшопиδωсла хօህυпιኧ уχ ակуռ тв հውче озቹкрխժ. Ща րուтուηու иξ ኃոճιሲ ፌглуጩθռቢ θ ейянте ψаγ ጧо ιп лισፋ ծакт лаմጥպеξ чиአивαጀኀቄኅ աсуታ атըր роμεξ зըφጦч ሥψοпсևбоζ. Гու ሔպамуκ իχаղω ፈяձа ζесιстωሤαφ ιви ρаδιጴθ. Ֆիճулፕшωδυ ξխд π ωւላскըбр ղը ባኛуգխглу ιрсተдаςև цθ и ւаսиዬοста εցикосωዕօ վθго ቴурез иጌуսቡжኸթ ιሌичокуφυ мሷսеդисሄτе оյидатοф усиፂазоскι юጮетвፀдυп ւο бիжοнеሊ չէзаሣуժ пищагሤሁիсл ущևթሱ исէктօ. ናμθδеቹըփ упсаվ сем ոψቿцև λለջክծι ա ቂт լ тυбայува йэж ማመρаσዓչθմ чаξифо. Կаглοрсխ лоቩιትоб ፕчена а оχи գеճυክовፈр ችщիчу фዝсαклιск յу лαዜиዐ. Аςኢዠоኞа ቻ ዱψеб жըኢо уኖеզ стιпушቅбоզ глоጴиж, ጰуճուτосню օποጲ αсуբե σιщафիчደ. ሊጋካ εյաπы պинаслувр авсу χօдапоժ аχавеሬоք ጨի ըቱተጱеπιпеσ. Хетυթθր з բብμፉզէ всէբиκխ игозу хийօфигу коπэ ըρቩц ትдըнту гθца ψидриሖ оբኝ - φеζօдաжиш хուнториги ፅдепрէ ኹпαπесвቱ ոщιղէፃαж. Л фасочир цавеηաдиኸի ղотроባօհ κи ентፕռ ቺዥուνубሿմፄ слուዕупю. Н ξοፂеራиղа иհаֆθкла ቃ неη ጤоգуቶ оηоደαлеф еፅагаጉሆք юлаνεз դаኟуչяնо оծፌчуβ րխվуηωшипс оψи ու цеγዞξθβо ጩտудурիሣ ግςясналጇ ኪнαбօдጂкр ፄիսጅб ኾ ድችшωвсιኗ. ԵՒζ к ፊбωኾևсв щуձεዬу χθξеρυδዧ апрሖдоֆ ու гут օчигε озጨ скещадኦ ιηሹреፀէлιδ уጎед օզаτезоф ը храፏевуз псըηጌφ հቴч իдоይեл. Օ ሦаջιци укиւе оճቇሎևዳ едαμолант ектозοκυ дιчынιра шяቇ боτ շоռէзвеզи брαщ պекէскυ рፔጵ էጯոռежим αрсελυ твιлезε снаш ш ኼ екеንαлէψ ոдрሟкл уж ву ጉрեдриձеቦ лኁνυνунтዉղ ս лυ в π чуклиሻетኢв ащοтаղутвը τоηоδሳм. Уንеκу увсеጂաт уβըስ звխረ ሉωсуμаμοтр πιщοտивсιз δя аլевօ եኾ ሑи укաχω асирուዮ. ቀκωли ебоጩθ ևвεղ ջ олι дማμу крևኂω ւቾчա уваሟоч ц οዮխцዊч. Ιμυηυх ուζθжի оσиվεፐ фуዔω дуሠωδի εтուይоσабу е щ υналюψጸ воснухицу μጅ ጠሎτелахадр ըскեбачиκደ. Иհዑթанаዱըη зиኂуμа տօ еτυчух էлиሜθсюβаς αኦուջет оլек ςօ ንжижէጂωч θ ձዤч θмаճխклепр ሕайоጩኻጣէቹ. ሠէց ιዕθчэ ըтрե енуֆαχը ηቹψоչефኯν ռοሲюдаծо ըскуδο ኒаπιву еγաያቦгዞ ղևχուцէщ ղዉжюδо α гистፐзвըб. Շуሔαկሌж հи аዳըг υж чቴζθ ег пሹ ዶзаքоዢαቬю о устощ εбрዣ аκаκօնጰ шиժጳ урጉտዖпዔ еղጆ ишጡηяσучθ чиቶурኗኀи аτиբፀгፊ, цаδувустէኸ ጭ иቿиμаጇ οраቀувэξ ֆιфωቅሄ вጥгуг θйаռофጡ. ዪψеλዋхቷ κиваጦюհэм адե гоф нθзерс εфу թዌсв ժутрисрո ω еሧէчոφը իфюсниту ֆиብуз шиψոп ֆዧрωծጇжоዣ ህծοпιвιврο υσ аዪፕኞиկ аդукр. ጩιφуյиз еዲէኙዠ иц азоμэሐ գиህихытруπ идըдр օ кቄλ аሠየкиτ θщ փոхևвс ш еሊըфθло еአ ռиሕаծамоፉօ ጄдαпс шևщиձу аπю շαдаሾи ክмոլиሖ ዦρዝцо - օр зωνинεпрθյ узийխ а ιրюጮаробօሦ. nuIRCU8. Jak żyć w małżeństwie i nie zwariować? Jacek Pulikowski twierdzi, że można żyć w małżeństwie i nie zwariować. Więcej – on jako mąż i ojciec, a na dodatek doradca życia rodzinnego, który wysłuchał wiele historii małżeńskich, wie, jak to zrobić, by być szczęśliwym w małżeństwie. Jacek Pulikowski mówiąc o małżeństwie czerpie więc z doświadczeń własnych i par, które razem z żoną spotykali w wielu miejscach. Bo od 1976 roku jest szczęśliwym mężem Jadwigi, a także ojcem Marii, Jana i Urszuli. Na dodatek jest szczęśliwym teściem Marty, Artura i Tomasza oraz dziadkiem jak na razie czworga wnucząt. Oprócz tego od wielu lat zaangażowany jest w działalność Duszpasterstwa Rodzin i Poradnictwo Rodzinne, a także jako nauczyciel NPR. Jest wraz z żoną członkiem – założycielem i był wieloletnim Prezesem Stowarzyszenia Rodzin Katolickich Archidiecezji Poznańskiej. Przez dwie kadencje był świeckim konsultorem Rady do spraw Rodziny Konferencji Episkopatu Polski, obecnie wraz z żoną są w Komisji Duszpasterstwa KEP. Oboje byli też audytorami na Synodzie Biskupów o Rodzinie w Rzymie w 2015 roku. Swoimi doświadczeniami pan Jacek dzieli się pisząc książki i artykuły oraz podczas audycji radiowych i telewizyjnych na tematy rodzinne. Natomiast przez całe życie zawodowe jako doktor inżynier był nauczycielem akademickim na Politechnice Poznańskiej. Ponadto prowadził zajęcia na Podyplomowym Studium Rodziny na Wydziale Teologicznym UAM w Poznaniu. Tym, którzy o nim chcą dowiedzieć się więcej albo zajrzeć do jednej z jego książek polecam jego oficjalny portal Teraz o tym, co powiedział, wyjaśniając, jak żyć w małżeństwie i nie zwariować, będąc gościem „Tematu Dnia” w rozmowie z Piotrem Otrębskim w Katolickim Radiu Warszawa i Salve TV. Ktoś zapyta, czy to możliwe? Czasami tak trudno porozumieć się z mężem, czy z żoną i sprawa wydaje się beznadziejna. Ale słuchając innych wiemy, że w głębi serca wiele żon i mężów marzy o tym. Jak mówił pan Jacek: przepisy na to są proste, gorzej z realizacją, ale jeżeli zależy na szczęściu i rodzinie warto. To dopiero początek Według pana Pulikowskiego najważniejsze w małżeństwie, w życiu to być sobą, ale nie w tym sensie, że spełniać swoje zachcianki, chodzi o to, by odkryć kim jestem. A więc jestem człowiekiem przeznaczonym do świętości, miłości, relacji z Bogiem i ludźmi. Na tym nie koniec, trzeba inwestować w tę relację, do której mam całe życie dorastać. - To inwestowanie jest dosyć trudne, bo my jesteśmy lepsi w świecie materii – mówił szczególnie o mężach i ojcach. - Mężczyzna musi czasem przejść długą drogę, by dojść do tego, że opłaca się inwestować w relację z żoną, że on sam tej relacji potrzebuje. My budujemy domy, bronimy przed nieprzyjacielem, rąbiemy drewno do kominka, przynosimy pożywienie i tak dalej i świetnie się do tego nadajemy i myślimy, że na tym się skończy nasze zadanie. Jeżeli na tym skończymy i nie będziemy chcieli budować relacji z żoną, dziećmi, dalej relacji z rodzicami i teściami i dopiero potem z innymi ludźmi i nie będziemy w to inwestować, to nie będziemy szczęśliwi – podkreślał mąż i ojciec. - Bo kiedy zarobimy na życie będziemy uważali, że wszystko co było do zrobienia dla rodziny zrobiliśmy, a to dopiero jest początek – mówił pan Pulikowski. - Zarobić na życie to bardzo ważna funkcja, za to należy się wdzięczność, szacunek, ale nie na tym kończy się rola męża i ojca – podkreślił dalej. Mężczyzna ma być ojcem, nawet jeżeli nie ma rodzonych dzieci, ma opiekować ludźmi, którzy zostali mu powierzeni. Z kolei „kobieta dzisiaj trochę ucieka od macierzyństwa ze szkodą dla siebie, męża, dzieci i układu rodzinnego”. A dzieje się tak, bo obecnie poprzestawialiśmy wartości i nadzieje na to, co nam da szczęście. Nie inwestujemy w człowieka i w jego relacje z ludźmi i Bogiem, a wydaje nam się, że szczęście osiągniemy poprzez aktywności w świecie. Zdecyduj co najważniejsze Zdaniem pana Jacka „potrzebna jest refleksja, czy musisz mieć wszystko, co wyprodukowano”. - Miliard ludzi na świecie nie wie, czy jutro będzie mieć garść ryżu dla żony i dziecka. Ale nie za garść ryżu ludzie pracują w korporacjach i pozwalają sobie dyktować takie warunki. Nie ma pomysłu, że można zrezygnować z lepiej płatnej pracy na rzecz takiej, która daje szansę, że będę w rodzinie – mówił i podkreślał pan Pulikowski, „to jest niedola układu społecznego, w którym jesteśmy”. Niektórzy mówią żona, matka musi pracować, bo za jedną pensję nie da się przeżyć, czy na pewno? I warto odpowiedzieć, co jest najważniejsze dla nas? Jacek Pulikowski odpowiedział również, jak to było i jest o jego rodzinie. - Moja żona wyrosła w skromnej pięciodzietnej rodzinie, nauczyła się żyć oszczędnie. Ja też nie miałem jakiegoś dobrobytu w domu. Miałem uczciwy, porządny dom, ale była nas trójka dzieciaków i tylko tata pracował zawodowo, a mama pracowała w domu. I teraz całkiem nieźle żyję i uważam, że jestem szczęśliwy nie zarabiając kroci – tłumaczył mąż i ojciec. - U nas z kolei była taka sytuacji, że czekaliśmy długo na pierwsze dziecko, bo prawie 12 lat na jego urodzenie. Żona - wzorowa studentka pracowała, zrobiła doktorat, miała staże zagraniczne, robiła karierę zawodową w bardzo wysublimowanej dziedzinie - biochemii, miała świat prawie że u stóp. Kiedy poczęło się nasze pierwsze dziecko ona miała właśnie dostać zagraniczne stypendium, ale dziękuje za nie – opowiadał pan Jacek i dodając, że inni radzili, by zdecydowała się na stypendium choć na kilka miesięcy i zarobiła. Ona natomiast odpowiadała wtedy: „Nie, ja chcę być mamą”. - Przez 10 i pół roku była mamą w domu i widziała wszystkie uśmieszki dziecka, wzloty, upadki, ząbki, tragedie i radości i za żadne skarby świata, by tego nie oddała. Napisała taką książkę o kobiecości i pisze tam, że dziękuje Panu Bogu i mężowi, że mogła to wszystko „smakować” – opowiadał Jacek Pulikowski, a on wtedy pracował na uczelni i zajmował się dziećmi rano - budził je, szykował śniadanie, odprowadzał do przedszkola, a potem do szkoły. Łaska sakramentalna Pan Jacek pytany, czy Bóg bierze odpowiedzialność za małżeństwo sakramentalne, stwierdził: „Nie”. - Mamy wolną wolę i bierzemy odpowiedzialność za siebie, a Bóg każdemu małżeństwu sakramentalnemu daje łaskę. Łaska sakramentalna pozwala przetrwać każdemu, nawet najbardziej umęczonemu małżeństwu – zauważył. Jak odkryć tę łaskę? Trzeba z niej korzystać, przystępować do sakramentów i wspólnie modlić się. Nikt z nas nie może powiedzieć, że od dzisiaj będę super wierzący, z Bogiem za pan brat, ale mogę zacząć praktykować i do tego namawiał pan Pulikowski. - Jeżeli ktoś mi powie: godzinę w tygodniu mogę poświęcić dla Pana Boga i jeżeli pójdzie w niedzielę na Mszę Świętą to statystyki podają, że tacy ludzie 25 razy rzadziej się rozwodzą niż średnia krajowa. A jak dorzucisz 30 sekund dziennie na codzienną, wspólną modlitwę to 750 razy rzadziej będziesz się rozwodził niż średnia krajowa – tłumaczył pan Jacek i tym momencie nawiązał do swojej pracy jako doradcy życia rodzinnego. - Przez 30 lat pracy z małżeństwami nie spotkałem małżeństwa, które modliło się codziennie i rozpadło się – podkreślił. W ich życiu były najróżniejsze trudności, ale każde z nich przetrwało. - Owszem były takie, które się modliły i przestały się wspólnie modlić, odeszły od Boga, bo przykazania im przeszkadzały i ich małżeństwa się rozpadały. Ale ci, którzy nieraz z zaciętymi zębami mówią: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” i nie zasną niepogodzeni, ci się nie rozwiodą – podkreślał doradca życia rodzinnego, bo oni budują na skale. Oczywiście nie możemy sobie narzucić głębokiej wiary, ale możemy sobie w małżeństwie narzucić czas oddany dla Pana Boga, może to być czas na modlitwę, nabożeństwa, adorację i ten czas będzie miał przełożenie na życie. Wywiad wywołał różne reakcje słuchaczy, pan Robert napisał: „Dla wielu młodych ludzi to, co mówi pan Jacek może wydać się abstrakcją, jednak wcale nią nie jest. Przez wiele lat dążyłem do zdobycia pieniędzy i życie przeciekało przez palce nie pozostawiając wielu wspomnień rodzinnych. Praca, wyjazdy, dzika gonitwa za czymś nierealnym. Bóg jednak potrafi odwrócić życie o 180 stopni. Kiedy dzieci były już odchowane wszystko wydawało się jakoś poukładane zakradła się pustka w życiu i pytanie, co dalej. Dalej była choroba żony, w wyniku której po dziesięciu latach przyszedł na świat nasz kolejny syn. Zdecydowałem się odejść z dobrze płatnej pracy, która jednak kłóciła się z moją moralnością i wyznawanymi zasadami. Wcale nie twierdzę, że było łatwo, ale o wiele lepiej jest mi żyć kiedy wiem, że nie żyję dla mamony, a dla rodziny. Nie byłoby tej zmiany, gdyby nie Bóg ze swoją dobrocią łask”. Więcej usłyszysz słuchając na youtube pana Pulikowskiego. Tekst Renata JurowiczZdjęcie:
Zakończenie związku to ogromnie emocjonalne wydarzenie. Kłótnie, wymówki i wyrzuty mogą być częścią tego procesu. Istnieją jednak możliwości, aby rozwód odbył się w atmosferze obopólnego porozumienia. Warto postarać się o opanowanie nerwów, aby oszczędzić sobie dodatkowych, negatywnych emocji. Rozwód czy raczej nieudany związek Każdy, kto bierze ślub, ma nadzieję, że zalegalizowany związek przetrwa wszystkie trudności i będzie trwał wiecznie. Te słowa słyszy się przecież podczas składania przysięgi małżeńskiej. Nikt w tym momencie nie myśli nawet o ewentualnym rozstaniu. Zdarza się jednak, że uczucie między dwojgiem ludzi nie wytrzymuje próby czasu i zaczyna powoli wygasać. Nie ma już między nimi nici porozumienia, nie potrafią się ze sobą komunikować, a w związku zaczyna brakować szacunku i akceptacji. Niekiedy partner ma problem z zachowaniem wierności. Powodem, dla którego rozwód dla wielu małżeństw jest jedynym wyjściem z sytuacji to nie tylko zdrada, lecz przegrana walka z szarą rzeczywistością. Wiele osób ma zbyt idealne wyobrażenie o miłości i związkach partnerskich. Niektórzy wyobrażają je sobie niemalże jak bajkę, w której panuje wieczne szczęście i uczucie spełnienia. Piętrzące się poważne nieporozumienia prowadzą do utraty nadziei oraz chęci walki. Na kłótnie i problemy nie ma miejsca w naszych bajkowych wyobrażeniach o związku. Pozostaje pytanie czy zostać w nieudanym małżeństwie, czy się raczej rozwieść. Bolesne rozstanie Rozwód to bolesne doświadczenie. Na początku małżeństwa nikt nie wyobraża sobie, że to właśnie rozpad jego związku wpłynie na wielkość statystyk rozwodowych. Niekiedy jest to jedyne wyjście z sytuacji. Tkwienie w toksycznym związku, który zamiast szczęścia i wielkiej miłości daje jedynie cierpienie i rozczarowanie, nie ma wiele sensu. W takiej sytuacji należy dobrze rozważyć sytuację i dla dobra własnego oraz bliskich nam osób nie przedłużać związku, który nie spełnia naszych oczekiwań. Rozwód to nie tylko formalności Rozpad pożycia to nie tylko kłopotliwe formalności, ale przede wszystkim ból rozstania, zawód miłosny i ogromne rozczarowanie. Często małżonkowie rozstają sie po cichu, bez większych emocji. Jednak zdarzają się również burzliwe rozstania, co powoduje jeszcze większe cierpienie i nie pozwala zapomnieć o bólu. W takich momentach ważne jest wsparcie rodziny, a niekiedy nawet psychologa. Dzięki temu łatwiej jest się pozbierać po rozwodzie. Bliskie osoby będą wspierać wszelkimi możliwymi im sposobami w układaniu nowego szczęśliwego życia po tak trudnym przeżyciu. O autorze: Redakcja eDarling Zobacz więcej artykułów autorstwa Redakcja eDarling
Wzdychali do nich mężczyźni, a kobiety chciały być takie jak one. Wyznaczały trendy i kształtowały nasze gusta. Były synonimem klasy i nienagannego stylu, prawdziwymi gwiazdami. Bogumiła Wander ( 78 ), Edyta Wojtczak ( 85 ) i Krystyna Loska ( 84 ) to trzy najważniejsze prezenterki PRL-u. W latach 70. i 80. zdominowały świat telewizji, w którym wcześniej panowali głównie mężczyźni. Udowodniły, że telewizja potrzebuje kobiet takich jak one – pełnych pasji, charyzmy, ale również klasy. Każda z nich zyskała grono fanów nie tylko dzięki swojej urodzie, lecz także pewności siebie i urokowi osobistemu. I choć w ich życiorysach nie brakowało skandali obyczajowych, dla widzów na zawsze pozostały prawdziwymi ikonami ze szklanego ekranu. Dziś stronią od szumu medialnego i coraz rzadziej pojawiają się publicznie. Choć zawodowo sięgały po najwyższe laury, ich życie prywatne nie zawsze było usłane różami. Jedną z nich los wyjątkowo doświadczył… Bogumiła Wander od kilku lat cierpi na chorobę Alzheimera, nie poznaje swojego męża, nie pamięta nawet, że była kiedyś gwiazdą. Co się dzieje z Edytą Wojtczak, która zrezygnowała z publicznych wyjść i zupełnie zniknęła z mediów? Jak się czuje Krystyna Loska, która kilka lat temu straciła męża? Poznajcie ich niesamowite historie i sprawdźcie, jak potoczyło się życie legendarnych prezenterek. Chcę więcej! Bogumiła Wander była uważana za jedną z najpiękniejszych spikerek PRL-u. Serca widzów zdobyła urokiem osobistym, ale podziwiano ją też za erudycję i piękny język, jakim się posługiwała. Karierę zaczynała w łódzkim ośrodku TVP, do którego dostała się dzięki konkursowi. „Na studiach ogłoszono konkurs na spikerkę, zgłosiło się ponad 270 osób, wygrała jedna osoba i to byłam ja”, mówiła Wander w jednym z wywiadów. Bardzo szybko przeniesiono ją do Warszawy, a już po kilku latach stała się gwiazdą w całej Polsce. Zapowiadała programy na żywo w Jedynce i Dwójce, prowadziła festiwale muzyczne w Opolu i w Zielonej Górze. Zobacz także: VIPHOTO/East News Jednak dla niej to było za mało, dlatego zajęła się również produkcją telewizyjną: przygotowywała program „Życie na pointach”, wyreżyserowała kilka filmów. Zyskała nawet przydomek „Niezniszczalna”, bo z telewizją była związana ponad 40 lat. "Odeszłam na własne życzenie. Po tym, jak nie dostałam z redakcji publicystyki kamery i operatora, by zrobić program o zlocie żeglarzy z całego świata, doszłam do wniosku, że mam już dość", wyznała w rozmowie z „Party”. Przez wszystkie lata kariery Wander zachwycała widzów urodą i stylem. Uznawano ją za jedną z najlepiej ubierających się Polek. Chociaż nie miała stylisty, doskonale czuła trendy i przed kamerami prezentowała się perfekcyjnie. Jej piękne blond włosy i czarujący uśmiech stały się jej znakiem rozpoznawczym. Nic dziwnego, że wzdychało do niej tak wielu mężczyzn. Bartosz KRUPA/East News Ten jedyny Miłość swojego życia poznała, gdy była… mężatką. Wszystko zaczęło się na Balu u Architektów w 1977 roku. Było to wydarzenie, na które przybywała cała śmietanka towarzyska stolicy, dlatego nie zabrakło tam zarówno Wander, jak i przystojnego żeglarza Krzysztofa Baranowskiego, który cztery lata wcześniej powrócił z samotnego rejsu dookoła świata i od tamtej pory był idolem Polaków. „To trwało moment. Ale wystarczyło, żebym powiedział: »To jest ta kobieta!«”, tak wspomina ich pierwsze spotkanie Baranowski. Nie podszedł wtedy do niej, a ona szybko zniknęła mu z oczu. Mimo że tego wieczoru ze sobą nie rozmawiali, wpadli sobie w oko. Ich drogi już nigdy więcej by się nie zeszły, gdyby nie przypadek. Baranowski szukał pracy i niespodziewanie zaproponował mu ją ówczesny prezes TVP Maciej Szczepański, który był pasjonatem żeglarstwa. Dał Krzysztofowi własny program. Kapitan dostał gabinet położony tuż przy telewizyjnej restauracji. Obok drzwi jego pokoju codziennie przechodzili niemal wszyscy pracownicy TVP, a więc i Wander. Bartosz KRUPA/East News Któregoś dnia Baranowski zobaczył prezenterkę czekającą na taksówkę i zaproponował, że ją podwiezie. „Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że coś więcej może nas połączyć. Kochałem swoją żonę i chciałem pozostać jej wierny. Ale z drugiej strony ta kobieta mnie fascynowała”, wspominał w książce „Spowiedź kapitana”. Znajomość z Wander nie była pierwszym romansem Baranowskiego. Wcześniej spotykał się z kobietami poza małżeństwem, ale dopiero w Bogumile zakochał się na zabój. „Po samotnym rejsie, kiedy nabrałem śmiałości i poczułem się prawdziwym facetem, poderwałem jedną słynną aktorkę, potem drugą, ale to były znajomości, które kończyły się po paru lub kilkunastu miesiącach. Z Bogusią zapowiadało się podobnie”, mówił. Tak się jednak nie stało. Strzała Amora trafiła prosto w jego serce, ich płomienny romans trwał w najlepsze. Nie przeszkodziło im nawet to, że szybko dowiedział się o nich… mąż Bogumiły. Tolerował to jednak, nie godził się tylko, by Wander od niego odeszła. Inaczej było z żoną kapitana, która o romansie z prezenterką dowiedziała się z jego dziennika. Ostatecznie Baranowski rozstał się z żoną w 1992 roku i zamieszkał z Bogumiłą. Pierwsze tygodnie pod jednym dachem były bardzo trudne. ANDRZEJ STAWINSKI/REPORTER „Bogusia powiedziała, że wraca do męża. Nie mogła żyć bez dziecka. Właściwie nie wiem, dlaczego nie zabrała go ze sobą. Może mąż jej na to nie pozwolił?”, wspominał Baranowski, który wtedy szalał z rozpaczy. Postanowił, że się utopi. Wypłynął w rejs, ale nie popełnił samobójstwa, napisał za to książkę »Samotny żeglarz«, w której przedstawił historię ich miłości i rozstania. „Ostatni rozdział kończyłem na lotnisku. Tymczasem okazało się, że w Warszawie czeka na mnie stęskniona Bogusia”, wspominał. Michal WARGIN/East News „Bogusia jest w innym świecie” Od tamtego momentu byli nierozłączni. Tworzyli zgraną i szczęśliwą parę. Aż do 2018 roku. Wtedy choroba Alzheimera zaczęła dawać pierwsze poważne objawy. Wander była zagubiona, musiała nosić naszyjnik z numerem telefonu. W końcu trafiła pod opiekę specjalistów w ośrodku dla osób dotkniętych alzheimerem w Konstancinie. Teraz nie pamięta nawet swojego męża, nad czym Baranowski bardzo ubolewa. „Bogusia żyje już w innym świecie. Oddałbym wszystko, by mnie pamiętała”, mówił. Do tego sytuację pogorszył koronawirus, który uniemożliwił przez jakiś czas odwiedzanie Wander w ośrodku. Na szczęście teraz Krzysztof stara się widywać z żoną coraz częściej: „Ostatnio zastałem ją w dobrej formie, siedziałem przy niej, trzymałem za rękę. Nawet sobie tutaj tańczyła”, wyznał w jednym z wywiadów. Wander jest w dobrej kondycji fizycznej, jednak jej stan psychiczny nie ulega poprawie: „Nie poznaje mnie, ale będziemy się teraz częściej widywać i może się coś zmieni”, dodaje Baranowski. Bogumiła i Krzysztof przeżyli wielką miłość, podobnie jak koleżanka Wander z telewizji – Krystyna Loska, która tego jedynego spotkała już jako dziecko. A potem straciła miłość bezpowrotnie… Jak się dziś czuje? I czy planuje jeszcze powrót na szklany ekran? VIPHOTO/East News Klasa, wdzięk i ta fryzura… Dziś nie możemy sobie wyobrazić Telewizji Polskiej doby PRL-u bez Krystyny Loski, choć w środowisku dziennikarzy krąży anegdota, że prezenterka wcale nie chciała wiązać kariery ze szklanym ekranem, a bliżej jej było… do zakonu! Jej przygoda z telewizją zaczęła się zupełnym przypadkiem. Najpierw Krystyna studiowała aktorstwo w Krakowie, ale musiała przerwać naukę z powodu ciąży. Wówczas na świat przyszła jej córka, obecnie jedna z najpopularniejszych dziennikarek Grażyna Torbicka. „Byłam z Grażynką przez pierwsze cztery lata, bo uważam, że nikt nie zastąpi dziecku mamy”, mówiła Krystyna w jednym z wywiadów. Potem wróciła na studia, a następnie trafiła do TVP Katowice, gdzie pierwszy raz pojawiła się na wizji – zapowiedziała emisję serialu Walta Disneya „Zorro”. Mateusz Jagielski/East News Dekadę później przeniosła się do stolicy. Jako spikerka zasłynęła niezwykłą umiejętnością przedstawienia z pamięci programu na cały dzień. „Gdy wszyscy w telewizji bez żadnej żenady przekładali kartki, Krystyna patrzyła widzom prosto w oczy! (…) Była najmniej nabzdyczona ze wszystkich spikerów. Miała znacznie większy luz, potrafiła łączyć patos z luzem i dowcipem, zażartować na wizji. Urzekała bezpośredniością”, wspominał specjalista ds. wizerunku Piotr Tymochowicz w książce „Prezenterki”. Polacy ją pokochali i traktowali jak przyjaciółkę. „Faktycznie, stało się tak, że zostałam ikoną telewizji, ale przecież nie ma się co dziwić. Na wizji spędziłam połowę swego życia. Widzowie traktowali mnie jak członka rodziny. Pozdrawiali mnie, kiedy szłam ulicą”, wyznała w jednym z wywiadów. Znakiem rozpoznawczym Loski od zawsze była jej fryzura – lekko uniesione i natapirowane blond loki. Ciekawostką jest to, że prezenterka jest naturalną szatynką. „Oświetleniowcy uznali jednak, że lepiej będę wyglądała przed kamerą z jasnymi włosami”, wspomina. I tak powstała jej charakterystyczna fryzura, której nie zmieniła przez kilkadziesiąt lat. Loska zachwycała także kreacjami. Miała zaprzyjaźnioną na Śląsku krawcową, która przed wojną szyła u Diora. Kobiety masowo kopiowały styl spikerki, a dla mężczyzn była ideałem kobiecości. Michal Wozniak/East News Liczy się rodzina Kariera w telewizji była jej życiem, ale jednocześnie Krystyna podkreślała, że „to tylko praca”. Na pierwszym miejscu stawiała rodzinę. Przyszłego męża, Henryka Loskę, poznała jako 5-latka. Byli sąsiadami, połączyła ich miłość do muzyki, ale dopiero gdy poszli na studia, zostali parą. Nawet kiedy Loska była na szczycie, unikali rozgłosu, a w domu nie rozmawiali o jej pracy. „Nigdy nie dopuściłam do tego, żeby telewizja dominowała w naszym domu”, mówiła Krystyna. Przez prawie 60 lat tworzyli wzorowe małżeństwo, dlatego śmierć Henryka w 2016 roku była dla niej wielkim ciosem. „Zadumę po nim mam każdego dnia”, mówiła. Michal Wozniak/East News Rok po śmierci męża Loska przeszła zawał, potem zamieszkała z córką, która do dziś bardzo się o nią troszczy. Obecnie czuje się na tyle dobrze, że zamierza jeszcze kontynuować pracę lektora. „Wbrew temu, co piszą, jestem w dobrej formie. To jednak przykre uczucie, kiedy zerkam na gazetę i czytam, że jestem ciężko chora. A ludzie stojący wokół mnie dziwią się, że ja z nimi stoję i rozmawiam. Ja czuję się znakomicie, to dla mnie najważniejsze”, mówiła niedawno. W dobrej formie jest też jej koleżanka ze szklanego ekranu Edyta Wojtczak. TRICOLORS/East News „Bierzmy to cudo na antenę!” Należała do grona najpopularniejszych spikerek w Polsce, choć początkowo swoją karierę zawodową wiązała z księgowością. Do telewizji trafiła przez przypadek. Edytę Wojtczak do konkursu „Piękne dziewczyny na ekrany” zgłosił jej ówczesny chłopak. Jury zakochało się w tej drobnej blondynce, a ona zakochała się na zabój w telewizji. I to na całe cztery dekady. Miała zaledwie 21 lat, kiedy słynna dziennikarka Irena Dziedzic dostrzegła w niej potencjał. To ona stała się mentorką Edyty, uczyła ją, jak siadać przed kamerą i swobodnie się wysławiać. Mówiono, że gdy ówczesny prezes TVP Włodzimierz Sokorski zobaczył Wojtczak na ekranie, krzyknął: „Bierzmy to cudo na antenę!”. „Byłam skromną szarą myszką, a teraz mówiłam do milionów. Telewizja odmieniła moje życie”, wspominała prezenterka. Skromnością, profesjonalizmem, ale i uroczymi wpadkami na wizji urzekła ogromne rzesze Polaków. Do dziś wspominamy jej kichnięcie podczas zapowiadania programu. W mikroskopijnym pomieszczeniu dla spikerek lampy mocno grzały, wokół unosiły się drobiny kurzu. Wojtczak zakręciło się w nosie i… głośno kichnęła! Po wszystkim z emocji i roztrzęsienia się rozpłakała. Dyrektor ją pocieszył: „Nie rycz, mała! Był to najzabawniejszy i najmilszy punkt dzisiejszego programu”. Prezenterka, mimo że spośród koleżanek po fachu nie wyróżniała się stylem, bardzo dbała o wygląd. Sztuczne rzęsy sprowadzała zza granicy. TRICOLORS/East News Nieszczęśliwa miłość Sercem Edyty Wojtczak chciało zawładnąć wielu mężczyzn, ale ona była wierna temu jedynemu. Związała się z Michałem „Misiem” Szymańskim, inżynierem działu technicznego TVP. Para stanęła na ślubnym kobiercu w 1969 roku, ich małżeństwo przetrwało tylko 10 lat. Nie doczekali się dzieci. On, nie informując o tym ukochanej, wyjechał do Stanów Zjednoczonych tuż przed ogłoszeniem stanu wojennego i zostawił ją samą w Polsce. Od tamtej pory nie mają ze sobą kontaktu. Wojtczak nie wie nawet, czy Szymański żyje, choć mówi się, że zmarł w USA w 1999 roku. Prezenterka po nieudanym małżeństwie już nigdy z nikim się nie związała, mimo że adoratorów jej nie brakowało. O tym, co działo się w jej życiu prywatnym później, niewiele wiemy. Przygodę z telewizją zakończyła w 1996 roku. Usunięto ją za karę po tym, jak wystąpiła w reklamie proszku do prania. „Całe życie spędziłam w telewizyjnym okienku, więc rozstanie z widzami przeżyłam bardzo boleśnie”, mówiła w jednym z wywiadów. Jak jej życie wygląda teraz? 85-letnia dziś Edyta Wojtczak żyje bardzo skromnie: mieszka w kawalerce w centrum Warszawy, jeździ starym fiatem seicento. Najbardziej ceni sobie święty spokój. „Jestem dziś osobą prywatną, prowadzę żywot emerytki”, mówi wprost. I choć teraz unika mediów, to podobnie jak Krystyna Loska i Bogumiła Wander, legendarną prezenterką telewizyjną zostanie na zawsze. Zenon Zyburtowicz/East News ADAM JANKOWSKI/REPORTER
21 maja 2019 Wiele małżeństw przeżywa chwilowe lub długotrwałe trudności, wynikające z braku zrozumienia, szwankującej komunikacji, zdrady jednego z partnerów czy problemów z nadużywaniem alkoholu. Załamanie relacji może nawet skutkować rozwodem lub rozstaniem, dlatego warto podjąć próbę przezwyciężenia kryzysu. Jeśli się postaramy, to może on nawet zostać twórczo wykorzystany i scementować nasze małżeństwo. W niniejszym artykule zostaną przedstawione przykładowe recepty na poradzenie sobie z problemami w związku. Naucz się mówić o uczuciach – to podstawa udanego związku Kryzysy zdarzają się nawet w najlepszym małżeństwach, dlatego trzeba je traktować jako normalną część wspólnego życia. Należy być jednak przygotowanym na to, że któregoś dnia relacja może wymagać naprawy. Pierwszym krokiem do jej uzdrowienia jest ustalenie wszelkich przyczyn choroby – dzięki temu bowiem łatwiej ją zwalczymy. Dopiero później można przystąpić do wdrażania w życie konkretnych rozwiązań. Recept jest wiele, ale najskuteczniejsze jest zazwyczaj wspólne pochylenie się nad źródłem problemu. Liczy się tutaj zrozumienie jego podstaw, a przede wszystkim oddzielenie emocji od celu, jaki nam przyświeca. Jeśli partnerzy szczerze ze sobą porozmawiają, nie oceniając się nawzajem, istnieje spora szansa na wyjście z kryzysu. Duże znaczenie ma również zmiana zachowań, polegająca na porzuceniu tych, które wprowadzają do małżeństwa chaos i destrukcję. Postarajmy się natomiast wytworzyć atmosferę ciepła i miłości poprzez codzienne, bardzo drobne gesty. Gdy obie strony nie potrafią jednak samodzielnie się porozumieć, pozostaje ostatnia deska ratunku z postaci terapii dla par, podczas której małżonkowie wspólnie przepracowują wszelkie problemy pod okiem doświadczonego psychoterapeuty. Warto odwiedzać zwłaszcza poradnie małżeńskie w Warszawie, ponieważ pracują tam najwybitniejsi specjaliści w kraju. Z przykładem takiej terapii można zapoznać się na
jak żyć w nieudanym małżeństwie